Wiele z was pisało już o tym produkcie. Ja z racji sporych blogowych zaległości jeszcze o nim nie wspominałam, więc postanowiłam to nadrobić.
O cieniach Infaillible czytałam już dawno, jednak dopiero kilka miesięcy temu skusiłam się na jeden kolor. Okazało się jednak, że cienie są tak genialne, że warto nabyć jeszcze kilka oddcieni. Tym sposobem w moim posiadaniu są:
004 Forever Pink
12 Endless Chocolat
016 Coconut Shake
021 Sahara Treasure
034 Pepsy Coral
Opakowania cieni są bardzo eleganckie i fajnie się prezentują. Każdy mieści w sobie 3,5 g produktu o zadziwiającej kremowo-pudrowej konsystencji. Na pierwszy rzut oka konsystencja wydaje się zbita i kremowa, dopiero przy dotyku okazuje się, że są to cienie sypkie o delikatnej pudrowej formule.
Pigmentacja kolorów jest niesamowita, wystarczy nabrać odrobinę na palec (bo tak najbardziej lubię je aplikować :)) i przeciągnąc po powiece, aby otrzymać jednolitą warstwę odcienia. Jeśli chcemy możemy też budować kolor od delikatnej mgiełki do trwałej błyszczącej powłoki.
Wykończenia kolorów, które posiadam są metaliczne lub metaliczno-drobinkowe, poza odcieniem Coconut Shake, całkowicie matową śmietankową bielą, która jednocześnie jest najmniej napigmentowana z całej piątki.
Kolory, które najbardziej iskrzą to Forever Pink i Sahara Treasure (jej kolor na zdjęciach jest przekłamany,w rzeczywistości nie posiada tylu zielonych tonów), całkowicie metaliczne są za to Pepsy Coral i Endless Chocolat.
Od lewej: Sahara Treasure, Forever Pink, Endless Chocolat, Coconut Shake, Pepsy Coral.
Kolejnym plusem cieni jest z pewnością ich trwałość. Kiedy nie mam wiele czasu na makijaż, nakładam je na gołą powiekę, a mimo tego, wytrzymują nietknięte ok. 6 godzin, po czy delikatnie zaczynają się rolować.
Przy użyciu bazy trzymają ok. 10 godzin, nie są to co prawda 24 godziny, o których wspomina producent, ale i tak jest nieźle, w końcu, kto nosi cienie przez 24h? Przez cały czas noszenia kolor jest tak samo intensywny, jak zaraz po nałożeniu.
Nie próbowałam łączyć ich na powiece ze zwykłymi prasowanymi, czy też kremowymi cieniami, więc nie wiem, jak przy takiej współpracy się sprawują.
Jeśli chodzi o wydajność to na pewno ciężko będzie je zużyć. Data przydatności to 24 mieiące od otwarcia i nie jest do dużo czasu, jak na cienie o takiej pigmentacji. Ciekawa jestem, po jakim czasie zaczną wysychać? Mam je od 4 miesięcy i konsystencja jest identyczna jak po otwarciu, za to rossmanowe testery są już tak twarde, że nie ma możliwości sprawdzić, jak kolor wygląda na dłoni.
Skoro przy Rossmannie jesteśmy, to warto wspomnieć o cenie. W drogeri musimy za nie zapłacić ok. 35 zł, za to na allego jest to mniej więcej 1/3 tej sumy.
Dawno żadne cienie nie zrobiły na mnie takiego wrażenia (ach, przypomniała mi się pierwsza paletka Sleek'a trzymana w dłoniach:D). Promowane równie mocno cienie Maybelline Colour Tatoo okazały się w porównaniu do Loreal totalną klapą, jeśli o mnie chodzi, ale o tym może innym razem...
Miałyście te cienie? Jakie są wasze ulubione kolory?
Pozdraiwam,
O.