27 czerwca 2012

Słów kilka o pomadkach.

    
   Z produktów do ust bardziej wolę błyszczyki, nie podkreślają mankamentów ust, nie wysuszają ich, łatwo je aplikować i szybciej się zużywają ;), przynajmniej w moim mniemaniu. Mimo tego, kiedy widzę ładną pomadkę nie potrafię się powstrzymać, posiadam ich kilkanaście, dziś przedstawiam wam te, które goszczą ostatnio na moich ustach. 


Inglot 910
Cena: ok. 20 zł
Kolor: Wściekły róż, totalna żarówa, która na zdjęciach wyszła mocno przygaszona, trzeba uważać do jakiego makijażu się ją nosi, bo łatwo o kiczowaty efekt. Delikatnie perłowa, co mi nie odpowiada. Tylko dla odważnych :D
Opakowanie: Eleganckie, proste, czarne, metalowe, nie otwiera się samo, nie ściera się. Jestem na tak.
Jakość: Niestety nie jest powalająca, mam wrażenie, że wysusza wargi, nieestetycznie wchodzi w załamania ust i podkreśla suche skórki. Zapach również do przyjemnych nie należy. Mimo tego, lubię czasem się w nią ubrać, momentalnie rozwesela twarz, która wygląda bardzo dziewczęco, no i na pewno przykuwa spojrzenia. Całkiem przyzwoicie się utrzymuje, bo kilka godzin. 



Deborah atomic red 09
Cena: ok. 35 zł
Kolor: Zupełnie inny niż może na to wskazywać naklejka na opakowaniu, więc uważajcie, jeśli nie będzie testerów. Kolor można określić jako odcień z rodziny nude, jednak jest on o wiele bardziej różowy niż cielisty. Bardzo delikatny, blady, jaśniejszy od mojego naturalnego koloru warg. 
Opakowanie: Eleganckie, ciekawy kształt, trwałe. 
Jakość: Bardzo mocno kremowa i gęsta, kryje po jednej warstwie. Wydajna. Niestety również podkreśla suche skórki. Niezbyt trwała, bez jedzenia i picia utrzymuje się niewiele ponad godzinę. Jest bardzo ciężka i czuć ją na ustach. Lubię ją ze względu na kolor i łatwość w aplikowaniu. 


 Sally Hansen natural beauty
Cena: mniej niż 10 zł, kupiona w Pepco.
Kolor: Nazwa idealnie oddaje jego odcień. Ciemny róż z domieszką fioletu. Pierwsza warstwa daje bardzo delikatne krycie, do pełnego krycia potrzeba trzech warstw.
Opakowanie: Raczej średnio przypadło mi do gustu, nijaki kolor, łatwo je zarysować. Na plus można zaliczyć to, że na spodzie opakowania mamy wstawkę z rzeczywistym odcieniem pomadki.
Jakość: Bardzo dobra. Ładnie podkreśla usta nie wydobywając ich mankamentów, usta są gładkie i pozostają nawilżone. Wygląda bardzo naturalnie. Nie ma problemu z rozlewaniem się poza kontur ust. Utrzymuje się ponad 2 godziny. Bardzo polubiłam się z tą szminką.


Trish McEvoy glaze lip color
Cena: 23$
Kolor: Piękny różany odcień, którego intensywność na ustach można stopniować. Daje bardzo naturalny efekt i idealnie współgra z moim naturalnym kolorem ust. Pasuje zarówno do makijażu dziennego jak i wieczorowego.
Opakowanie: Czarne, proste, sporo mniejsze niż innych pomadek. Obecnie występują w innym opakowaniu, ja mam jeszcze jego starszą wersję.
Jakość: Bardzo dobra. Delikatnie podkreśla usta nie wysuszając ich i nie podkreślając suchych skórek. Nie czuć jej na ustach. Długo się utrzymuje i przyjemnie pachnie. Mam wrażenie, że nawilża. Wygodna w aplikacji. Po jej zastosowaniu mam wrażenie, że na moich ustach gości jakiś delikatny błyszczyk.


Wszystkie kolory są kremowe, nie posiadają najmniejszych drobinek. 

Efekt jednej warstwy na ustach, w rzeczywistości kolory są bardziej intensywne. 


Wolicie szminki, czy błyszczyki? Miałyście którąś z tych pomadek? Który kolor najbardziej przypadł wam do gustu?


Pozdrawiam. O. 

32 komentarze:

  1. Ta z Deborah i Trish McEovry wyglądają świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta Sally Hansen

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdecydownie Deborah. Fajne opakowanie i super odcień pomadki.

    OdpowiedzUsuń
  4. wszystkie fajne, chociaż te intensywniejsze bardziej w moim stylu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś wolałam błyszczyki, teraz zdecydowanie preferuję szminki, ta z Deborah ma śliczny odcień

    OdpowiedzUsuń
  6. osobiście wolę pomadki - nie lubię tego lepkiego uczucia, które wiąże się z błyszczykiem, a także nie jestem fanką nadmiernego blasku na ustach ;)
    z Twoich pomadek najbardziej podoba mi się Deborah i Trish McEvoy - lubię takie neutralne kolorki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja osobiście wolę błyszczyki, ale pomadki też od czasu do czasu goszczą na moich ustach:) i w tedy wybieram takie kolorystycznie podobne do Twojej z Deborah:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta z Deborah mnie urzekła. Świetnie prezentuje się na ustach. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wolę błyszczyki, bo moje usta się przesuszają i średnio to wygląda -,- Najbardziej mi się podoba Deborah. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. deborah najładniejsza jak dla mnie kolorystycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wolę szminki, ale błyszczyk czasem również dobry. Nie miałam żadnej z tych szminek, a najlepsza jest Deborah i Inglot :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Podoba mi się deborah :) Ja osobiście wolę błyszczyki :) Pomadki to tylko ochronne lekko nadające kolor :)

    OdpowiedzUsuń
  13. inglot najlepiej się prezentuje na ustach, bo na ręce wszystkie pięknie wyglądają ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja zawsze zapominam pomalować usta. Jedyne co na prawdę używam stale, to pomadki/sztyfty/balsamy nawilżające - nieśmiertelny carmex w tubce oraz własnej roboty balsam w domu (masło shea + witamina a+e). Ma i szminki i błyszczyki, ale raczej leżą sobie i czekają na lepsze czasy niż są używane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też często zapominam, więc staram się tego pilnować :)

      Usuń
  15. Deborah na ręce wygląda cudnie! Ale na ustach już jest jakaś przygaszona.. chyba, że to wina zdjęcia? Jeśli tak to będę na nią chorować. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdjęcie jest słabe, w rzeczywistości kolory są intensywniejsze

      Usuń
  16. Wszystkie piękne , a gdybym miała wybrać to chyba Deborah :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. wszystkie 4 kolory bardzo mi się podobają, ostatnio jestem fanką szminek, ale nie miałam nigdy nic z tych firm, które pokazałaś:)

    OdpowiedzUsuń